Działania te obejmują atak DDoS, który blokuje użytkownikom zasoby sieciowe z wielu źródeł. W tym artykule znajdziesz szczegółowe informacje na temat tego, jak można rozpoznać atak DDoS, jego rodzaje, techniki, metody zapobiegania itp., Aby ułatwić zrozumienie. Czego się nauczysz: Co to jest atak DDoS? Rodzaje ataku DDoS
Haker to włamywacz internetowy wykorzystujący luki w systemie zabezpieczeń w celu uzyskania dostępu do cudzych danych. Na pewno posiada dużą wiedzę informatyczną, musi się znać na programowaniu i funkcjonowaniu serwerów sieciowych. Nie wszystkie działania hakera muszę być szkodliwe. Firmy informatyczne często korzystają z ich pomocy do testowania zabezpieczeń i wyszukiwanie luk w systemie. Środowisko hakerów stosuje się do własnych zasad etyki. Grupa przestrzegająca tych zasad określa się mianem white hat (białe kapelusze). Działają oni jawnie, a efekty swojej pracy publikują w czytelny sposób, tak aby administratorzy systemów mogli usuwać luki w zabezpieczeniach. Druga grupa to black hat (czarne kapelusze) ich działalność jest niezgodna z prawem lub na granicy prawa. Po wykryciu dziury w zabezpieczeniach nie ujawniają tego nikomu, tylko korzystają w nielegalny sposób z pozyskanych danych, często wyrządzając szkody właścicielom serwerów. Nawet jak sami bezpośrednio nie szkodzą to przygotowują programy dla mniej zaawansowanych, które mogą im posłużyć do włamań. Taki gotowy skrypt nazywa się exploitem, jego obsługa jest prosta, zgodnie z załączoną instrukcja używają jej początkujący hakerzy "script kiddies" Przesłanki, którym kierują się hakerzy są różne. Chcą zasłynąć, zrobić zamieszanie lub złośliwy żart. Mogą też wykradać dane w celu uzyskania korzyści lub zaszkodzeniu atakowanej firmie. Haker może działać bezpośrednio, przełamując zabezpieczenia i podszywając się za uprawnionego użytkownika. Może też atakować pośrednio, wykorzystując wirusy, backdoory i napisane przez innych hakerów konie trojańskie. Atak może przebiegać wielofazowo. Początkowo jest zupełnie niezauważalny przez użytkownika. Jest to faza instalowania backdoora. Ofiara może w tym pomóc hakerowi, pobierając podstępnie zainfekowany program lub otwierając podejrzany załącznik w poczcie elektronicznej. Haker może też sam pozostawić Trojana pry swojej pierwszej wizycie. Gdy już program jest na komputerze klienta, to pozostaje go tylko zdalnie uruchomić z pomoc drugiego programu działającego na komputerze hakera. Posiadając taką ukrytą furtkę komputer ofiary wykonuje to co mu zdalnie zleca haker. Może pobierać cenne dane, podglądać wpisywane hasła, niszczyć wybrane pliki lub całkowicie zablokować system. Nieumiejętne posługiwanie się koniem trojańskim, często tylko zawiesza system i daje szanse programom antywirusowym na ich blokowanie. Dobrze napisany program jest bardzo niebezpieczny, blokuje antywirusa i wszystkie zabezpieczenia systemowe, pozwala użytkownikowi normalnie pracować, a sam penetruje zwartość dysku twardego w poszukiwaniu potrzebnych informacji. Zaatakowany komputer może sam rozsyłać wirusy do odbiorców z książki adresowej i powielać swój kod na pozostałych komputerach. Posiadając najnowszą wersje oprogramowania i program antywirusowy z aktualną bazą wirusów minimalizujemy prawdopodobieństwo ataku ze strony hakera. Jednak system nigdy nie jest bezpieczny w 100%. Nowe wirusy pisane są na okrągło, stare są modyfikowane tak, aby ich nie rozpoznawały programy antywirusowe. Zawsze może się trafić koń trojański, którego przepuści firewall i nie rozpozna antywirus. Trzeba umieć rozpoznać podejrzane objawy, które świadczą o tym, że nasz komputer jest zainfekowany lub już haker uzyskał do niego dostęp. Posiadaczy systemu Windows powinna zaniepokoić nadmierna aktywność systemu w momencie jego bezczynności. Jeśli komputer wysyła duże ilości pakietów, pomimo że nic akurat nie robimy to prawdopodobnie z naszego komputera pobierane są jakieś dane lub bez naszej wiedzy rozsyła wirusy. Podobnie niepokojąca jest aktywność dysku twardego w czasie bezczynności systemu. Nasz firewall może zablokować dużą ilość pakietów pochodzących z jednego IP, to może oznaczać, że haker testował wiele typów exploitów, na razie nie udało mu się uzyskać dostępu, ale i tak warto zablokować taki podejrzany adres IP. Również komunikaty o wykryciu wirusa przez program antywirusowy w momencie gdy sam użytkownik niczego nie otwiera, może oznaczać obecność hakera w systemie. Nawet jak w danej chwili nie widać objawów infekcji, to mogą być już testowane różne Trojany w celu uzyskanie pełnego dostępu. W komputerach pod systemach Unix obecność exploitów możemy rozpoznać po pozostawionych plikach w folderze /tmp, niektóre robaki wykorzystują ten folder jako domowy dla potrzeb kompilacji swojego kodu. Dobrym miejscem na pozostawienie back doora są foldery 'login', 'telnet', 'ftp', 'finger' pojawienie się tu nowych plików bywa trudne do wykrycia, a by móc to kontrolować trzeba okresowo sprawdzać sumy kontrolne. Objawem infekcji w Linuxie są zmodyfikowane pliki w folderach: pliki /etc/passwd, /etc/shadow i głównym /etc. Działanie trzeba podjąć gdy niespodziewanie pojawi się nowy użytkownik o nieznanej wcześniej nazwie. Został on podstępnie utworzony w celu przyszłego zdalnego logowania. Haker w Linuxie może zainstalować back doora dodając tylko dwie linijki kodu i uruchomi nowe usługi w folderach: /etc lub /etc/ Ważne jest aby monitorować wpisy w tych folderach bo mogą w prosty sposób przyłączyć backdora do nieużywanego portu. Typową metodą ataków na serwery http jest DoS (Denial of Service) jego celem jest przeciążenie i zablokowanie serwera. Ofiarą ataku może paść każdy serwer w dowolnym systemie, bo wykorzystuje się tu protokół IP popularny w Internecie. Popularne programy do ataków DoS to: bonk, boink, Hanson, Jolt, Land, Pong, Teardrop i Winnuke. Powodują one zawieszenie systemu, blokadę lub przeciążenie. Kolejne mutacje programów do DoS: "SYN Flood Attack" i "Smurf Attack" działają na podobnych zasadach, wysyłają dużą liczbę zapytań, na które serwer nie nadąża odpowiadać i się blokuje lub uszkadza. Odmianą ataku DoS jest zmasowany atak DDoS (Distributed Denial of Servic) wykonuje się go jednocześnie z wielu komputerów, na skutek zalewu zapytań serwer jest przeciążony i strony przestają działać. Spoofing (maskarada) to bardzo zaawansowana technika ataku hakera, podszywa się on pod IP uprawnionego użytkownika i bezkarnie penetruje serwery, nie jest rozpoznany przez firewall, switche i rutery. Atak na serwer pocztowy to działanie hakera mające na celu przechwycenie poczty użytkowników, modyfikacje wiadomości i podszywanie się pod innych nadawców. Skuteczne ataki możliwe są dzięki błędom użytkowników, haker często korzysta z socjotechniki (social engineering) przez inteligentny wywiad wyłudza informacje przydatne do włamania. Ze zwykłej rozmowy na temat na pozór mało istotny, może się dowiedzieć o szczegółach działania sieci firmowej, a niekiedy podstępnie uzyskać wyjawienie haseł. Wbrew pozorom przyczyny większości włamań to nie pokonywanie zabezpieczeń, bo te wymagają sporej wiedzy lecz właśnie cierpliwa obserwacja i poznawanie zwyczajów użytkownika. Właściciele serwerów nadal stosują proste do odgadnięcia hasła lub używają jednego hasła do różnych celów. Skutki takich błędów to utrata danych, strat finansowe i wizerunkowe.
Jest to etapowy proces opisany poniżej: 1) Zrozumienie etycznego hakowania: Zrozumienie, kim jest etyczny haker i jaka jest jego rola, jest pierwszym krokiem. # 2) Umiejętności wymagane do rozpoczęcia kariery etycznego hakera: To trudna droga, która wymaga bycia na bieżąco z codziennymi zmianami w tej dziedzinie. Kiedy Neil Wyler, bardziej znany w hakerskiej branży jako Grifter, wchodzi do pokoju, każdy, kto w nim przebywa, wie, że coś musiało się wydarzyć. Wyler przeprowadził kontrolowany atak SQL na domenę publiczną. Oczywiście w celach szkoleniowych. Bo właśnie szkolenia to podstawa Black Hat. Wyler jest inżynierem ds. bezpieczeństwa informacji i naukowcem. Aktualnie spełnia się zawodowo w RSA Security, gdzie pracuje na stanowisku specjalisty ds. zaawansowanych operacji bezpieczeństwa. Od ponad 15 lat koncentruje się na ocenie podatności na zagrożenia i testach penetracyjnych. Z Black Hat Security Briefings jest związany od 13 lat. Dzięki szkoleniom w ramach Black Hat nowicjusze mają szansę zobaczyć i zrozumieć, w jaki sposób potencjalni agresorzy mogą przeniknąć do kodu i urządzeń, włamać się do telefonu, znaleźć słabe punkty i zinfiltrować cel. Pokój, do którego wszedł Tyler, to miejsce przeprowadzania ataków w tzw. czasie rzeczywistym. To oswajanie przyszłych specjalistów do spraw bezpieczeństwa danych z sytuacją, która z pewnością kiedyś nastąpi. Będą musieli wykazać się wtedy nie tylko wiedzą, ale i odpowiednio szybką reakcją oraz podejmować właściwe decyzje. Podczas późniejszych wykładów adepci sztuki hakerskiej poznają szczegóły dotyczące przeprowadzonego ataku. Koszt takiego kursu? Kilka tysięcy euro. Podatności urządzeń Apple W obiegowej opinii, ochoczo podtrzymywanej przez samo Apple, urządzenia sygnowane symbolem nadgryzionego jabłka są wyjątkowo bezpieczne – niezależnie od tego, czy próbę ataku podejmuje haker, grupa cyberprzestępcza, czy policja lub agencje wywiadowcze. Opinia ta wynika w dużej mierze z samej architektury bezpieczeństwa urządzeń Apple z systemem iOS. Faktem jest, że Apple wiele elementów swojego oprogramowania i infrastruktury sprzętowej zaprojektowało tak, aby bardzo utrudnić, czy wręcz uniemożliwić nieuprawnionym użytkownikom (czyt. hakerom) wprowadzanie zmian w systemie. Ostatnią linią obrony jest nowy system plików Apple File System. Dlaczego ostatnią? Otóż, osoby, które będą w stanie wprowadzić zmiany w APFS, będą mogły również uzyskać dostęp do katalogu głównego urządzenia i wprowadzić tam swoje własne oprogramowanie, jak również pobrać dane bez wiedzy właściciela smartfonu. Kod blokady z dodatkowo włączonym czyszczeniem pamięci iPhone’a po kilkakrotnym, błędnym wprowadzeniu hasła nie jest już skuteczną ochroną (graf. CHIP) Na szkoleniu Black Hat jeden z najlepszych specjalistów i badaczy bezpieczeństwa systemu iOS, Xiaolong Bai, zademonstrował sposób na ominięcie systemu bezpieczeństwa APFS. Sam przyznaje, że nie było to trywialne zadanie. System plików zaprojektowany przez Apple jest tak zbudowany, że najpierw instaluje się w urządzeniu jako tylko do odczytu, tzn. z zabezpieczeniem zapisu. Jeżeli ktokolwiek próbuje zmienić zamontowany obraz sytemu, iOS automatycznie rozpoznaje niewłaściwy znacznik czasu i sumę kontrolną, reagując dobrze znanym kernel panic, czyli całkowitym przerwaniem pracy i zawieszeniem systemu. Bai był w stanie ominąć system bezpieczeństwa poprzez dość wyrafinowane działania polegające, w dużym uproszczeniu, na przeprowadzeniu ataku na jądro iOS-a tak, by móc podstawić własny system plików i na tej podstawie uzyskać prawidłowy znacznik czasu umożliwiający już modyfikację oryginalnego systemu plików. Demonstrując swoją metodę, pokazał nielegalny, teoretycznie niemożliwy do zainstalowania na urządzeniach Apple, nieautoryzowany przez producenta sklep z aplikacjami Cydia. Dostał ogromne brawa. Z prezentacji Baia skorzysta także Apple. Programiści giganta z Cupertino reagują szybko i wprowadzają zmiany w kodzie, neutralizując potencjalny atak, który w najnowszych, zaktualizowanych wersjach systemu iOS już nie byłby skuteczny. Sposób na Apple ma również DriveSavers, grupa specjalistów, która jednak nie dzieli się wiedzą z producentem iPhone’ów. Przestępcy? Nic z tych rzeczy, po prostu utrzymanie tajemnicy leży w ich interesie. DriveSavers znają metodę na odczytanie kodu dostępu do zablokowanego urządzenia Apple i to nawet w sytuacji, gdy użytkownik skonfigurował system tak, żeby po dziesięciu nieudanych próbach wprowadzenia kodu PIN iOS aktywował procedurę usuwania wszystkich danych z urządzenia. Dzięki swojej wiedzy DriveSavers proponuje tym, którzy zapomnieli kodu, możliwość tworzenia kopii zapasowych wszystkich danych urządzenia. Dlaczego nie chcą ujawnić, jak dokładnie działa trik i jakie słabe punkty kodu Apple wykorzystuje? Stawka jest zbyt wysoka. Jednorazowe odblokowanie urządzenia kosztuje 3900 dolarów (blisko 15 tysięcy złotych). Ujawnienie ich wiedzy może i pomogłoby Apple, ale zniszczyłoby biznes DriveSavers. Co ciekawe, usługa skierowana jest do zwykłych użytkowników i choć może trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę ceny, to klientów nie brakuje. Rządy wolą Androida W przypadku iOS-a atak, choć jest możliwy do przeprowadzenia, wymaga jednak wyrafinowanych metod, zaawansowanej wiedzy i dużych pieniędzy. Z Androidem jest zupełnie inaczej – i nie dlatego, że jest np. niedbale zaprojektowany. Problem leży w architekturze, a dokładnie w otwartości Androida, skrzętnie wykorzystywanej przez cyberprzestępców, cyberterrorystów oraz służby wywiadowcze. Eksperci z firmy Lookout, Michael Flossman, szef grupy specjalizującej się w wykrywaniu zagrożeń, oraz Kristin Del Rosso, analityczka wywiadu bezpieczeństwa, zbadali, jak działają profesjonaliści. Wzięli na warsztat narzędzia ataku wykorzystywane przez grupę hakerów znaną pod nazwą Syryjska Armia Elektroniczna. Syrian Electronic Army jest grupą najprawdopodobniej sponsorowaną przez agencje rządowe. Jej główne zadania to szpiegowanie przeciwników rządu Baszara el-Asada oraz rozpowszechnianie syryjskiej (prorządowej), a także prorosyjskiej propagandy. Schemat działania SEA rozpoznany przez ekspertów z Lookout jest następujący. Syryjscy hakerzy przez podstawionych wydawców rejestrują w sklepie Google Play aplikacje, które, pobierane przez niczego nie podejrzewających użytkowników, służą do rozprzestrzeniania szpiegowskiego oprogramowania Silverhawk. Jak na ironię, oprogramowanie udaje aktualizacje popularnych komunikatorów, takich jak np. Telegram, Chat-Secure itp., czyli programów, z których korzystają raczej ci, którzy chcą uniknąć szpiegowania ich urządzeń (Telegram na przykład znany jest z szyfrowania end-to-end). Opisywany złośliwy kod może udawać również aktualizację MS Office’a. Dla bezpieczeństwa Androida, warto nie tylko aktualizować aplikacje, ale też uruchamiać aktualizacje bezpośrednio w sklepie Google Play (graf. CHIP) Po tym jak złośliwy kod w formie fałszywej aktualizacji trafi na telefon ofiary, Syryjska Armia Elektroniczna jest w stanie niezauważenie rejestrować dźwięk i obraz (zdjęcia, wideo). Ponadto może kopiować wiadomości SMS oraz kontakty i eksportować treści z komunikatorów takich jak WhatsApp czy wspomniany Telegram. Hakerzy mają dostęp do aktualnych danych lokalizacyjnych i całej historii GPS, a także wszystkich danych aplikacji. Złośliwy kod umożliwia też odczytanie danych poprzez połączenie z innym telefonem komórkowym. Google oczywiście stara się neutralizować tego typu ataki w swoim sklepie, niemniej wciąż zdarzają się często. Recepta ekspertów? Korzystanie z mobilnego skanera antywirusowego. Ale przede wszystkim warto aktualizacje oprogramowania przeprowadzać, klikając przycisk Aktualizuj w samym Google Play, a nie poprzez np. powiadomienie, które pojawia się na pasku. Utrata danych przez kabel ładujący Niestety, nawet jeżeli twoje urządzenie jest wyposażone w nowoczesne rozwiązania antywirusowe, dbasz o to, by wszystkie aktualizacje systemu i zainstalowanego w nim oprogramowania były zainstalowane, a ustawienia systemu są świetnie zestrojone pod kątem ochrony danych – napastnicy wciąż mogą odczytać twoje dane. Riccardo Spolaor z Oxford University zademonstrował ciekawą metodę bazującą na analizie zużycia energii podczas ładowania mobilnego urządzenia z systemem Android. Spolaor udowodnił, że w trakcie ładowania da się wejść do pamięci smartfonu. Przejściówka USB, wygląda jak zwykły pendrive, ale pozwala wyłącznie ładować urządzenie mobilne (fot. CHIP) Podstawowa idea nie jest tak do końca nowa. Być może niektórzy z was słyszeli już np. o zmanipulowanych ładowarkach na lotniskach czy w innych miejscach publicznych. Ofiara, podłączając swój telefon do publicznej ładowarki, myśli, że ładuje akumulator smartfonu, a tymczasem ukryty w ładowarce komputer umożliwia agresorom odczyt danych z telefonu. W przypadku najnowszych wersji Androida przeprowadzenie tego ataku nie jest już tak łatwe, ponieważ Google zadbało o ochronny kod, który blokuje nawiązywanie połączenia dla danych bez wyraźnej zgody użytkownika ładującego smartfon. Po prawej zwykłe złącze USB, po lewej złącze USB Data Blocker. Wyraźnie widać, że to drugie nie ma dwóch środkowych złącz odpowiedzialnych za transfer danych. Niestety, nawet bez pinów do przesyłu danych można przesłać dane (fot. CHIP) Co bardziej zapobiegliwy (lub paranoicy, jak wolą niektórzy) mogą stosować specjalne nakładki, przejściówki czy kable nazywane prześmiewczo „prezerwatywami USB”. To nakładki na złącze USB wtykane do ładowarki, które na wyjściu mają tylko dwa kontakty – co wystarcza do transferu energii, lecz wyklucza transfer danych. Jednak Ricardo Spolaor uporał się z odczytem danych nawet w przypadku owego „paranoidalnego” zabezpieczenia. Jego metoda wykorzystuje miernik prądu, którym można badać różnice w przepływie energii i w ten sposób rozpoznawać, kiedy wyświetlacz ładowanego smartfonu jest wyłączony, a kiedy CPU urządzenia jest mocno zajęte obliczeniami. Aby odczytać dane z zabezpieczonego urządzenia, napastnik musi zainstalować w smartfonie aplikację, która ma dostęp do odczytywanych danych. Spolaor napisał dla celów demonstracyjnych aplikację typu „proof-of-concept” (pomysł a nie gotowe rozwiązanie), udowadniając jednocześnie, że podczas prawdziwego ataku ukrycie aplikacji np. w standardowym budziku w Androidzie jest możliwe. Co więcej, programu Spolaora nie rozpoznają mobilne skanery AV czy mechanizmy radaru Google’a. Spolaor wyjaśnia, że aplikacja nie musi mieć żadnych uprawnień, więc nie budzi podejrzeń, jej zadaniem jest tylko komunikowanie się z komputerem w ładowarce i przesyłanie danych kodem Morse’a poprzez odpowiednie modulowanie impulsów elektrycznych. W jaki sposób alfabet Morse’a jest modulowany, skoro zakłada się, że użytkownik korzysta ze wspomnianej „prezerwatywy USB”, czyli z kabla pozbawionego pinów do transmisji danych? Pomiar prądu pobieranego przez smartfon pozwala wykryć np. obciążenie CPU (graf. CHIP) Wspomniałem, że miernik elektryczny jest w stanie wykryć zmiany obciążenia CPU ładowanego telefonu. Co robi zatem aplikacja Spolaora? Tak steruje cyklami pracy procesora, żeby jego obciążenie przekładało się na kod Morse’a na mierniku energii. Ochrona przed podobnym atakiem jest możliwa tylko w taki sposób, że użytkownik wyłączy smartfon podczas ładowania. Biorąc pod uwagę, jak trudno jest nam zwykle rozstać się ze smartfonem nawet na krótką chwilę, zwłaszcza kiedy czekamy na lotnisku, to mało prawdopodobny scenariusz. Niemniej po prezentacji Spolaora zaskakująco wielu uczestników konferencji Black Hat zaczęło wyłączać swoje telefony podczas korzystania z publicznych ładowarek. Nowe próby phishingu Atakujący mogą uzyskać dostęp do danych użytkowników komputerów stacjonarnych bez żadnych manipulacji sprzętowych. Cyberprzestępcy wykorzystują w tym celu stosunkowo starą technikę: phishing. Ponad 91 procent wszystkich ataków zaczyna się właśnie od tej metody. Jednak dziś phishing jest bardzo zaawansowany. Przez lata wystarczającą ochroną było szukanie zielonej kłódki obok paska adresu w przeglądarce. Ta wskazówka jest dziś przestarzała. Kłódka informuje tylko, że dana strona korzysta z szyfrowania, ale wcale nie oznacza – jak mylnie sądzi aż 82 procent internautów – że odwiedzany serwis jest faktycznie tą, zaufaną stroną, którą chcieliśmy odwiedzić. Statystyki z Phishlabs pokazują, że dziś już co czwarty atak phishingowy korzysta z certyfikatów TLS, co oznacza, że, będąc nawet na fałszywej, podszywającej się pod znany serwis stronie, będziemy widzieć w przeglądarce zieloną kłódkę. Laikowi nie zawsze jest łatwo rozpoznać taki certyfikat hakera. Nowoczesne systemy antywirusowe, dzięki wsparciu algorytmów sztucznej inteligencji, są w stanie wykrywać certyfikaty TLS, których celem jest jedynie ukrycie czy blokowanie widoczności złośliwych adresów URL. Z drugiej strony, napastnicy również nie śpią. Alejandro Correa Bahnsen z Cyxtera Technologies zademonstrował na Black Hat metodę ataku polegającą na skutecznym zablokowaniu rozpoznawania certyfikatów przez oprogramowanie antywirusowe. Bahnsen zaprogramował sztuczną inteligencję, która poprawia atak dzięki uczeniu maszynowemu. Wskaźnik powodzenia ataków konwencjonalnych wzrósł z około 5 do 36 procent w przypadku stosowania „złośliwej” AI. Kto mieczem wojuje ten od miecza ginie? Według Bahnsena należy zainwestować więcej w rozwój systemów SI, które będą w przyszłości wykrywać takie ataki i staną się po prostu „mądrzejsze” od SI stosowanych przez cyberprzestępców. Ciepło prawdę ci powie Specjalista w zakresie kryptografii z Uniwersytetu Kalifornijskiego, Ercan Ozturk, opracował atak, który wykorzystuje, jako bramę, nieświadomego użytkownika, a dokładniej ciepło jego ciała. Ozturk użył kamery termowizyjnej, aby z wysoką skutecznością odczytać znaki z klawiatur, na których użytkownicy wprowadzili właśnie swoje hasła. Wynik jest o tyle imponujący, że nawet w przypadku złożonych ciągów znaków, czas, jakiego potrzebował badacz na poprawne odszyfrowanie hasła, wynosił maksymalnie 40 sekund. Kamera termowizyjna okazuje się być użytecznym narzędziem do łamania haseł (fot. CHIP) W znacznie lepszej sytuacji są tu użytkownicy, którzy posiedli umiejętność bezwzrokowego pisania na klawiaturze przy użyciu wszystkich dziesięciu palców, pod warunkiem jednak, że wszystkie z nich trzymają na klawiaturze. Niestety wiele osób wpisuje hasła nawet tylko jednym palcem, co ułatwia rozpoznanie za pomocą metody zaprezentowanej przez Ercana Ozturka. Niemniej badacz przyznaje, że można stosunkowo łatwo zabezpieczyć się przed tym atakiem. Wystarczy że – dosłownie – pogłaszczą całą klawiaturę płaską dłonią przed opuszczeniem stanowiska, a tym samym w miarę równomiernie nagrzeją wszystkie klawisze. Analiza termiczna obrazu pozwala nie tylko wykryć, które z klawiszy były naciskane, ale też w jakiej kolejności (fot. CHIP) Niekiedy jednak zrobisz wszystko dobrze, masz aktualizacje, oprogramowanie AV, wyłączasz telefon podczas ładowania na lotnisku, głaszczesz pieszczotliwie klawiaturę przed opuszczeniem choćby na chwilę stanowiska pracy, a i tak cię dopadną… Uwierzytelniające tokeny RSA SecurID to chętnie wykorzystywane przez korporacje narzędzie weryfikacji tożsamości uprawnionych osób (fot. CHIP) Joe Fitzpatrick, kolejny ekspert prezentujący swoje dokonania na konferencji Black Hat, ostrzega przez zmanipulowanym sprzętem, z którego korzystają użytkownicy. Mogą to być np. klawiatury, czytniki kart płatniczych itp. Na przykład w Stanach Zjednoczonych miał miejsce przypadek, kiedy agresorzy zmodyfikowali czytnik kart zainstalowany w pompie paliwa na bezobsługowej stacji benzynowej. Czytnik przechowywał w swojej pamięci dane kart kredytowych wszystkich użytkowników konkretnej stacji. Hakerzy przychodzili co kilka dni, by odczytać pamięć urządzenia. Fitzpatrick pokazał również rozwiązanie koncepcyjne polegające na wyposażeniu RSATokena w dodatkowy układ scalony, który przekazuje agresorowi przez radio hasło wyświetlane na niewielkim wyświetlaczu tokena. Niepewny łańcuch dostaw urządzeń zabezpieczających to ryzyko, że ktoś dokona w nich zmian (fot. CHIP) Fitzpatrick swoją prezentacją chciał zainteresować duże przedsiębiorstwa, w których szpiegostwo przemysłowe opłaca się i które używają kluczy RSA do zabezpieczenia ważnych punktów dostępu na komputerach. Tokenami RSA można manipulować np. w fazie transportu, gdy są one przechowywane w magazynach firmy wysyłkowej. Dlatego ekspert zaleca stosowanie wyłącznie tych produktów, których łańcuch dostaw jest w pełni znany. Maszyny wirtualne są niebezpieczne Wielokrotnie z pewnością słyszeliście, że maszyny wirtualne to remedium na kłopoty ze złośliwym oprogramowaniem. Owszem, kiedyś tak było. Dziś nawet oprogramowanie wirtualizacyjne może być atakowane. Udowodnił to Zisis Sialveras z firmy CENSUS, który pokazał sposób wykorzystania protokołu SVGA-3D VMware do wysyłania i wykonywania kodu programu do systemu hosta w systemie wirtualnym. To przykład luki typu zero-day. Szczególnie niebezpieczny przypadek. Cechą luk typu zero-day jest przede wszystkim to, że są one praktycznie niewykrywalne przez jakiekolwiek oprogramowanie antywirusowe, a przynajmniej nie bezpośrednio. Można oczywiście liczyć na analizę heurystyczną i behawioralną, ale o ile agresor nie popełni błędów we wprowadzeniu własnego kodu podczas wykorzystania takiej luki, mamy do czynienia raczej z przypadkiem ataku nie do obrony. Zagrożenie przedstawione przez Sialverasa jest tym bardziej groźne, że zwykle wirtualne maszyny nie są tak dobrze chronione jak systemy rzeczywiste. W tym przypadku skończy się na opracowaniu odpowiedniej łaty (Zisis Sialveras współpracuje już w tej sprawie z VMware). To przy okazji kolejny dowód, że aktualizowanie systemów w telefonach, tabletach, smarttelewizorach i komputerach nie jest tylko pustą mantrą, a ma kluczowe znaczenia dla bezpieczeństwa urządzeń. | CHIP Jeżeli chcemy być niewidzialni musimy bardzo uważać, na wszystkich swoich poczynaniach w sieci. Chcąc zachować anonimowość w sieci pamiętaj, aby środki bezpieczeństwa stosować zawsze a nie tylko wybiórczo, ponieważ łatwo możesz zostać zdemaskowany. Zawsze zachowaj czujność, a dzięki temu staniesz się niewidzialny.

Każdy, przeglądając Internet, z pewnością nie raz trafił na niedziałającą stronę internetową. Naturalnym zachowaniem w takiej sytuacji jest cofnięcie się do wyników wyszukiwania i przejście na kolejną witrynę. A co, jeśli to nasz serwis nie działa? Jak zdiagnozować problem i w jaki sposób szybko przywrócić stronę do pełnej sprawności – tak, by nie tracić potencjalnych klientów? Jakie są najczęstsze powody niedziałającej witryny internetowej? Powodów awarii strony www może być wiele, ale najczęściej ich przyczyną jest: wygaśnięcie domeny, nieopłacony hosting, włamanie hakera, awaria serwera. Wygaśnięcie domeny Wielu osobom prowadzącym serwisy internetowe zdarza się zapomnieć o przedłużeniu domeny. Brak uiszczenia opłaty w terminie najczęściej skutkuje wyłączeniem witryny i wszystkich usług związanych z domeną, w tym również poczty. Jeśli nie zaglądamy często na stronę i nie korzystamy z konta e-mail w domenie witryny, możemy nie zorientować się odpowiednio wcześnie i całkowicie utracić naszą domenę – inna osoba lub firma mogą ją kupić i zarejestrować na siebie. Czas ochrony, po jakim domena może zostać przechwycona, jest różny. Wynosi on następującą ilość dni od wygaśnięcia domeny: .pl – 30 dni, .eu – 40 dni, .com, .org, .info, .biz, .net – 70 dni. Zakup wygasającej domeny ułatwia jej rezerwacja za pomocą tzw. opcji na domenę. Wykupienie takiej usługi daje możliwość pierwokupu nieopłaconej domeny i jej rejestracji w standardowej cenie. Korzystanie z tej metody pozwala na przejmowanie i rejestrację wartościowych domen – np. mających w nazwie popularne słowa kluczowe – w bardzo niskich cenach. Opcja pierwszeństwa do nabycia danej nazwy strony jest kupowana na 3 lata. Jeśli zatem posiadamy domenę o wartościowej nazwie, np. itp., istnieje duże prawdopodobieństwo, że ktoś wykupił opcję i jak tylko minie termin jej ochrony, domena automatycznie zostanie przejęta przez inną firmę. Jak rozpoznać, że strona nie działa z powodu nieopłaconej domeny? Jeżeli po wpisaniu nazwy naszej domeny w przeglądarce pojawia się komunikat mówiący, że „Ta witryna jest nieosiągalna” i „Nie udało się znaleźć serwera DNS”, z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że powodem niedziałającej strony jest nieprzedłużona domena. W przypadku wygaśnięcia domeny nadal mamy dostęp do plików serwisu umieszczonych na serwerze FTP (chyba że prócz domeny nie opłaciliśmy hostingu). Termin wygaśnięcia domeny można sprawdzić na kilka sposobów. Najszybszym z nich jest rejestr WHOIS. 1. Wchodzimy na stronę 2. Wpisujemy adres naszej domeny, np. i klikamy przycisk Search (Szukaj). 3. W wyświetlonej tabeli w polu Expires on będzie podana data wygaśnięcia naszej domeny. Dane domeny z zaznaczoną datą jej wygaśnięcia. Datę wygaśnięcia domeny można również sprawdzić w panelu administracyjnym do zarządzania domeną. Data wygaśnięcia domeny w panelu Data wygaśnięcia domeny w panelu Jak rozwiązać problem? W przypadku gdy data w panelu zarządzania domeną lub rejestrze WHOIS minęła, wystarczy u rejestratora domeny opłacić ją i w ciągu 48 godzin nasz serwis powinien być pod nią dostępny. Uwaga! Jeśli od nieopłacenia domeny minął termin jej ochrony (czas, w jakim nikt inny nie może jej kupić), może się okazać, że została ona zarejestrowana przez innego użytkownika. W takim przypadku jej odzyskanie może być kosztowne (odkupienie od nowego właściciela) lub czasochłonne (spór sądowy). Nieopłacony hosting Tu – podobnie jak w przypadku nieprzedłużenia domeny – po wpisaniu adresu strony w przeglądarce wyświetli się komunikat błędu. Najczęściej będzie on informował, że hosting nie został przedłużony lub prosił o kontakt z hostingiem. Prócz strony internetowej, może nie działać nam również poczta (o ile była utrzymywana na tym samym hostingu co strona www) oraz nie będzie działał dostęp do serwera FTP z plikami strony. Jak sprawdzić, czy hosting jest opłacony? W tym celu wystarczy zalogować się do panelu hostingu i w nim sprawdzić datę, do kiedy jest on opłacony. Panel hostingu z ważnością usługi. Panel hostingu z ważnością usługi. Jak rozwiązać problem? W przypadku gdy data wygaśnięcia hostingu minęła, należy jak najszybciej dokonać wpłaty. Po opłaceniu hostingu strona powinna zostać przywrócona – zaraz po zaksięgowaniu wpłaty. Uwaga! Jeżeli będziemy zwlekać zbyt długo, pliki z naszą stroną mogą zostaną bezpowrotnie usunięte z serwera FTP. Atak hakera Kolejną przyczyną niedziałającej strony może być włamanie hakera. W zależności od skali i celu ataku, jego efekty mogą być różne. Najczęściej włamanie na stronę wiąże się z podmianą jej treści lub zaimplementowaniem w niej szkodliwego kodu wirusa. Jak rozpoznać włamanie hakera? 1. Podmiana treści strony Podmianę strony bardzo łatwo rozpoznać, ponieważ po wpisaniu adresu naszej domeny w przeglądarce, zamiast naszej witryny pojawi się inna strona. Najaktywniejsi są hakerzy z Rosji, Chin i Turcji, dlatego istnieje duża szansa, że w przypadku podmiany strony na naszym serwisie pojawi się komunikat w jednym z tych języków. Złośliwy kod umieszczony na naszej stronie zamiast podmieniać całą zawartość serwisu – może dodawać w treści linki do spamerskich stron lub tworzyć na naszym serwerze nowe podstrony ze spamerską treścią, które nie będą dostępne z naszej strony. Jeżeli zatem w treści naszego serwisu pojawią się odnośniki, których my nie wstawialiśmy, świadczy to najprawdopodobniej o włamaniu hakera. Niekiedy, podmiana treści lub dodanie odnośników nie będą widoczne dla użytkownika, a wyłącznie dla robotów sieciowych. Taki mechanizm podmiany nazywamy jest cloakingiem. Można w takim przypadku porównać wersję widzianą przez roboty sieciowe w narzędziu Google Search Console (w skrócie GSC – dawne Google Webmaster Tools), korzystając z cache dla robotów i wpisując w pasku adresu cache: lub poprzez instalację wtyczki do przeglądarki, która będzie się przedstawiać jako robot wyszukiwarki. Przykład strony z cloakingiem pokazany w GSC. Czasami poza podmianą treści, są tworzone nowe spamerskie strony w naszym serwisie. W celu weryfikacji, najlepiej wpisać w wyszukiwarce Google komendę „site:”, po której podajemy nazwę naszej domeny. Przykładowo – dla domeny cała komenda będzie miała postać: site: Jeżeli podczas przeglądania listy zaindeksowanych podstron naszej witryny pojawią się jakieś podejrzane nazwy, to najprawdopodobniej serwis został zakażony kodem generującym spamerskie podstrony. 2. Wgranie wirusa W przypadku gdy haker nie zmienił treści naszej strony, a jedynie umieścił w niej złośliwy kod, postawienie diagnozy może być trudniejsze. Serwis zarażony złośliwym kodem może być blokowany przez antywirusy, co zawsze powinno wzbudzić naszą czujność. Witryny z wirusem, który został wykryty przez wyszukiwarkę Google, są w wynikach wyszukiwania oznaczone komunikatem „Ta witryna mogła paść ofiarą ataku hakerów”. Jeżeli na witrynie zainstalowaliśmy narzędzia Google Search Console, to dodatkowo otrzymamy powiadomienie na nasz adres e-mail, a w panelu pojawi się odpowiedni komunikat. Dodatkowo w Search Console w sekcji „Ruch związany z wyszukiwaniem” w dziale „Ręczne działania” pojawi się dodatkowa wiadomość o karze spowodowanej działaniami hakera: „Witryna zaatakowana przez hakerów”. Jak rozwiązać problem? Istnieją dwie możliwości rozwiązania tego problemu. Pierwszą z nich jest przywrócenie kopii zapasowej serwisu. Każdy właściciel strony powinien regularnie wykonywać kopię witryny właśnie na wypadek ataku hakera lub awarii hostingu. Jeśli nie posiadamy własnej kopii, to możemy zwrócić się z prośbą o nią do hostingu. Większość dużych hostingów wykonuje regularnie kopie i przywraca je na życzenie klienta. Należy uważać przy wyborze taniego hostingu, ponieważ te nie zawsze wykonują kopię zapasową lub jej przywrócenie oferują wyłącznie za dodatkową opłatą. Po otrzymaniu kopii zapasowej (najczęściej hosting umieszcza ją na serwerze w formie spakowanej paczki plików), należy ją rozpakować i wgrać na miejsce zainfekowanych plików. Jeżeli w kopii znajdują się wszystkie pliki strony, to najbezpieczniej będzie usunąć z serwera wszystkie pliki i w ich miejsce wgrać te z kopii zapasowej. Uwaga! Hosting najczęściej trzyma jedną kopię, wykonywaną co kilka dni. Jeżeli zatem wirus jest na stronie od tygodnia lub dłużej, najprawdopodobniej będzie on również w kopii zapasowej. Drugą metodą jest analiza kodu źródłowego wszystkich plików na serwerze i usunięcie z nich podejrzanych fragmentów kodu. Tu niezbędna jest duża wiedza na temat języka programowania, w którym został stworzony serwis. Złośliwy kod jest często umieszczany w plikach JavaScript, pliku plikach szablonów strony, które zawierają znaczniki lub, ale nie jest to regułą, ponieważ może on być również dodawany do innych plików np. grafiki. W przypadku gdy nasza witryna składa się z kilku czy kilkunastu plików, ich sprawdzenie nie powinno być problematyczne, ale jeżeli tworzą go tysiące plików – weryfikacja ich wszystkich może być bardzo czasochłonna. Jeśli wiemy, kiedy dokładnie nastąpiło włamanie, możemy ograniczyć się do weryfikacji wyłącznie plików zmodyfikowanych od danego dnia, jednak w ten sposób być może przegapimy zmodyfikowane pliki, w których zmianie nie uległa data ich edycji. W analizie ich kodu mogą pomóc programy antywirusowe do skanowania stron www, jednak i one mogą nie wykryć wszystkich zagrożeń. Uwaga! Po przywróceniu oryginalnych plików zawsze należy pamiętać, by zmienić dane dostępowe do strony www. Jeżeli chcemy uniknąć kolejnego włamania, musimy zmienić co najmniej hasło do serwera FTP (dla wszystkich kont) oraz jeśli posiadamy panel zarządzania treścią – również hasło dla wszystkich kont w CMS. Jeśli nasza strona korzysta z bazy danych, dla bezpieczeństwa warto również zmienić hasło dostępowe do niej. Jeśli na serwer FTP zawsze logujemy się z określonego zakresu adresów IP, wskazane jest w panelu hostingu ustawić możliwość logowania się na serwer wyłącznie z określonej puli adresów IP, ponieważ znacznie zwiększy to bezpieczeństwo strony. Jeżeli po usunięciu wirusa w wynikach wyszukiwania przy naszej stronie nadal pojawia się ostrzeżenie, że witryna jest niebezpieczna, należy w narzędziach Google Search Console zgłosić prośbę o weryfikację domeny. Po sprawdzeniu strony przez Google, komunikat z ostrzeżeniem powinien zniknąć z wyników wyszukiwania. Temat wirusa na stronie www został również opisany w naszym artykule, który znajdziecie tutaj. Awaria hostingu Ostatnią z najczęstszych przyczyn niedziałania strony jest awaria hostingu. W przypadku korzystania z usług małych hostingów, często wiąże się ona z brakiem dostępności do strony hostingu oraz panelu do zarządzania hostingiem i domeną. Jeśli mowa o dużych firmach hostingowych, może nie działać tylko serwer, na którym znajduje się nasza strona, a witryna hostingu i panel do zarządzania usługami będą dostępne. Nie jest to jednak regułą i zależy od rodzaju problemu, który wystąpił. Jak rozpoznać awarię hostingu? Gdy podejrzewamy awarię serwera, w pierwszej kolejności powinniśmy odwiedzić stronę internetową naszego hostingodawcy i sprawdzić, czy nie ma na niej komunikatu o przerwie technicznej lub awarii. Przykładowo – dla strona z komunikatami technicznymi ma adres a dla Jeśli w komunikatach nie ma żadnej informacji na ten temat, warto skontaktować się telefonicznie z pomocą techniczną i podpytać pracowników hostingu o to, czy nastąpiła awaria i w jakim czasie zostanie ona usunięta. Uwaga! Strona może nie działać również z przyczyn niezależnych od hostingu, np.: może być blokowana przez firewall na naszym komputerze, mogą występować problemy z połączeniem internetowym u naszego dostawcy Internetu, mogą ją blokować inne programy na naszym komputerze. Jak rozwiązać problem? Niestety w przypadku awarii hostingu nie możemy wiele zrobić. Jeśli awaria trwa do kilkunastu godzin, pozostaje nam czekać, aż pracownicy hostingu przywrócą wszystko do normy. W razie dłuższych awarii – takich, jaka miała miejsce w firmie Adweb, gdzie przez ponad półtora miesiąca nie działała prawidłowo strona hostingu a duża część ich klientów w tym czasie nie tylko nie miała działających witryn internetowych, ale również nie miała dostępu do swoich plików na serwerach FTP. W takich przypadkach najlepiej przenieść stronę na inny hosting. Przeniesienie wszystkich plików, konfiguracja i przywrócenie bazy danych oraz podpięcie domeny na nowy serwer w większości przypadków powinno zająć ok. 2 – 3 dni. Gdy po sprawdzeniu 4 najczęstszych przyczyn awarii strony okaże się, że żadna z nich nie jest odpowiedzialna za niedziałającą witrynę, warto upewnić się, czy problem nie występuje tylko na naszym komputerze lub w naszej sieci internetowej. Jeśli mamy możliwość, koniecznie spróbujmy odwiedzić serwis, korzystając z innego komputera lub urządzeń mobilnych łączących się z siecią za pośrednictwem innego dostawcy Internetu. Jeśli to nie pomoże, zawsze warto skontaktować się z webmasterem opiekującym się stroną, jej twórcą lub pomocą techniczną hostingu. Z reguły będą oni w stanie wskazać przyczynę problemów ze stroną.

Etyczny hacking - pasja czy sposób na pracę? Zarobki etycznego hakera w Polsce to średnio 15 000 złotych na miesiąc. Trzeba jednak zauważyć, że do takiej pracy potrzeba ogromu wiedzy z szeroko pojętego IT oraz oczywiście z zakresu cyberbezpieczeństwa i hakowania. Jak wygląda atak hakera? Wieszanie się komputera i częste awarie. Z badań przeprowadzonych w 2015 roku przez firmę PwC wynika, że w ostatnich latach liczba cyberataków wzrosła o ponad 40%, a cyberprzestępcy stosują coraz bardziej wykwalifikowane metody, aby ukraść nie nasze pieniądze lub tożsamość w sieci. Z badań przeprowadzonych przez firmę Deloitte wynika natomiast, że aż w 88% przypadków przestępcy internetowi osiągają zamierzony cel w czasie krótszym niż jeden dzień. Najczęściej stosowaną przez cyberprzestępców metodą jest tzw. phishing, który oznacza internetowe oszustwo mające na celu wyłudzenie naszych poufnych danych. Jak rozpoznać, że padliśmy ofiarą cyberataku? I jak uchronić się przed nim w przyszłości?“Objawy” ataku hakerskiegoSkutecznemu atakowi hakerskiemu towarzyszą zazwyczaj charakterystyczne ,,objawy’’. Wczesne rozpoznanie symptomów cyberataku pozwoli nam szybciej rozwiązać problem i uniknąć wielu nieprzyjemnych konsekwencji z tego tytułu. Na co należy zwrócić szczególną uwagę?Pierwszym sygnałem świadczącym o tym, że padliśmy ofiarą ataku hakera jest wolniejsze działanie urządzenia. Zainfekowany komputer, tablet czy telefon działa dużo wolniej, ale jednocześnie daje sygnały aktywnej pracy, np. dysku, pomimo że nie podejmujemy żadnych działań, które świadczyłyby o dużym obciążeniu dysku lub procesora. Dodatkowo, możemy dostrzec częstsze migotanie diody sygnalizującej intensywne działanie naszego kwestią jest także nagłe znikanie plików i folderów z urządzenia lub/i pojawienie się nowych, nieznanych nam do tej pory aplikacji lub cyberataku będzie też rozsyłanie spamu przez nasz komputer czy telefon. Nie zawsze musi mieć on jednak charakter spamu trafiającego na skrzynkę mailową – cyberatak może przyjąć również formę nietypowych wiadomości i wpisów na forach internetowych lub mediach społecznościowych. W ten sposób nasze prywatne urządzenie może być wykorzystywane do przeprowadzenia cyberataku na innych większą czujność powinny też wzbudzić częste awarie urządzenia – zawieszanie, wyłączanie, ponowne uruchamianie czy błędy w działaniu należy też ignorować sygnałów od sieci zaporowej informującej o tym, że nieznany program lub użytkownik chce się połączyć z naszym ,,objawem’’ cyberataku przeprowadzonego na naszym urządzeniu będzie też każda podejrzana aktywność na skrzynce pocztowej, koncie bankowym czy profilu społecznościowym, np. przelewy na nieznane rachunki bankowe lub wiadomości wysyłane z naszego konta w sieci – zgłoś cyberatak!Jak widać, istnieje wiele sygnałów świadczących o tym, że padliśmy ofiarą cyberataku. Nie należy lekceważyć żadnego z nich i zgłaszać wszelkie podejrzane aktywności instytucjom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo teleinformatyczne. Jeśli podejrzewamy, że atak hakerski ma związek z przestępstwem, warto zwrócić się o pomoc do policji lub Centralnego Biura Śledczego. Natomiast w przypadku, gdy zagrożenie wiąże się z usługami świadczonymi w sieciach teleinformatycznych resortu obrony narodowej, najlepiej powiadomić Narodowe Centrum Cyberbezpieczeństwa. Pamiętajmy też o zgłoszeniu cyberataku odpowiedniej instytucji bankowej lub telekomunikacyjnej, jeśli atak miał na celu kradzież naszych danych bądź dalej postępować w przypadku cyberataku?Powiadomienie odpowiednich instytucji o przeprowadzeniu cyberataku to nie jedyna rzecz, jaką powinniśmy zrobić, aby zminimalizować straty i uniknąć rozszerzenia negatywnych skutków ataku hakerskiego. Przede wszystkim należy zadbać o ponowne przywrócenie swojego bezpieczeństwa w sieci poprzez zmianę hasła do skrzynki mailowej, konta bankowego czy profilu społecznościowego. Należy przerwać pracę na zainfekowanym urządzeniu i ,,oczyścić” je z wirusów, a przed tym przenieść wszystkie ważne dla nas pliki, np. na pamięć przenośną. Jeżeli nie jesteśmy w stanie sami poradzić sobie z problemem, warto poprosić o pomoc profesjonalnych chronić się przed zagrożeniami w internecie?Jeżeli chcemy uchronić się przed zagrożeniami czyhającymi na nas w sieci, musimy być przede wszystkim bardzo czujni i sprawdzać dokładnie każdą odwiedzaną przez nas stronę w internecie czy zainstalowaną aplikację w telefonie. Jeśli na naszej skrzynce mailowej znajduje się, np. wiadomość od operatora komórkowego o rzekomo niezapłaconej fakturze i załączony plik do niej, na początku sprawdźmy, czy jest to oficjalny adres mailowy, z którego operator wysyła wiadomości do swoich klientów. W razie wątpliwości lepiej zadzwonić na infolinię i wyjaśnić tę kwestię bezpośrednio z konsultantem, niż narażać swój komputer lub telefon na niebezpieczny cyberatak. To jednak nie wszystko, co możemy zrobić, aby skutecznie uchronić się przed zagrożeniami w internecie. Bardzo pomocne mogą okazać się specjalne oprogramowania antywirusowe, które w swojej ofercie posiada popularny dostawca telewizji kablowej i internetu światłowodowego UPC Polska.,,Pakiet Bezpieczeństwa’’ UPC jest skutecznym narzędziem pozwalającym na bezpieczne i komfortowe korzystanie z internetu. W pakiecie otrzymujemy 3 licencje z oprogramowaniem zabezpieczającym, które możemy zainstalować na 3 różnych urządzeniach, np. komputerze, tablecie i to chroni nasze urządzenia przed wszelkimi niebezpieczeństwami 24 godziny na dobę. Dzięki niemu możemy nie tylko w sposób bezpieczny przeglądać wybrane strony internetowe, lecz także robić zakupy czy wykonywać przelewy internetowe. ,,Pakiet Bezpieczeństwa’’ został też wyposażony w funkcję ,,Family Rules’’, która umożliwia kontrolę rodzicielską stron odwiedzanych przez dziecko, a także zdalne usunięcie danych na urządzeniu w przypadku jego kradzieży lub zgubienia.,,Pakiet Bezpieczeństwa’’ UPC warto połączyć bezpośrednio z oferowaną przez dostawcę usługą internetu światłowodowego, który sam w sobie podnosi już poziom bezpieczeństwa w sieci. Okazuje się, że przechwycenie lub podsłuchanie transmisji przy zastosowaniu światłowodów jest znacznie trudniejsze do zrealizowania niż w przypadku starszych systemów przygotowany przez partnera serwisu Podobał Ci się ten artykuł?Zapisz się na listę i nie przegap nowych ciekawostek, porad i konkursów!Prowadzisz małą lub średnią firmę?Pobierz Darmowy Ebook - Bezpieczna firma z AVG, który pomoże Ci zwiększyć bezpieczeństwo biznesu, zaoszczędzić czas oraz w nim ponad 30 konkretnych artykułów, dzięki którym dowiesz jak się jak szybko i łatwo, za pomocą darmowych narzędzi zadbać o takie rzeczy jak: polityka bezpiecznych haseł, backup cennych danych, blokowanie portów USB, korzystanie z pulpitu zdalnego, awaryjne odzyskiwanie danych... i wiele, wiele więcej!Pobierz e-book teraz!
Taki specjalista musi nieustannie podnosić kwalifikacje, rozwijać się i uczyć się. Ukończenie studiów informatycznych nie jest wystarczające. Do tego potrzebna jest chęć poszukiwania, sprawdzania, pozyskiwania wiedzy. Jego praca jest ważna dla każdej firmy, a zatrudnienie etycznego hakera gwarantuje bezpieczeństwo i naprawdę pomaga.
Numer telefonu wystarczy hakerowi do podsłuchiwania naszych rozmów Kapsuła załogowa CST-100 Starliner w chwilę po testowym zrzucie. Fot. NASA/David C. Bowman / Hakerom nie potrzeba niczego więcej, niż numer telefonu, by spenetrować nasze urządzenie. Tylko dzięki numerowi przestępcy będą w stanie czytać nasze wiadomości, odsłuchiwać połączenia oraz namierzać naszą pozycję. Udowodniła to niemiecka grupa zajmująca się cyberbezpieczeństwem. Jak mało potrzeba hakerom, by zdobyć nasze informacje pokazał program „60 minutes” emitowany w amerykańskiej stacji CBS. Dziennikarze spotkali się z niemieckim ekspertem od cyberzabezpieczeń Karstenem Nohlem. Poddali go próbie- podali mu jedynie numer telefonu, by przekonać się, czy to wystarczy, by włamać się do urządzenia. Nohl udowodnił im, ze nie mając nawet fizycznego kontaktu z urządzeniem, nie wysyłając żadnego sms-a ani maila z malwarem jest w stanie podsłuchiwać rozmowy, czytać wiadomości tekstowe i namierzać lokalizację rozmówców. To możliwe, ponieważ zespół niemieckich specjalistów, z którymi pracuje Nohl znalazł podatności w protokołach Signalling System No. 7 (SS7). Są one stosowane przez sieci komunikacyjne na całym świecie. Do przekazywania informacji między telefonami w różnych sieciach wykorzystywane są właśnie protokoły SS7. Zdolny haker, który jest w stanie je spenetrować, może mieć nieograniczony dostęp do ogromnej ilości urządzeń. Nohl przygotowuje teraz raport dla sieci komórkowych na temat podatności Signalling System No. 7. Niestety, użytkownik jest właściwie bezbronny na tego rodzaju atak. Jedyne, co może zrobić, to wyłączyć telefon. Podatność leży bowiem po stronie samej sieci komórkowej, a nie nie po stronie użytkownika. Czytaj też: Cyberszpiedzy Korei Północnej spenetrowali smartfony dyplomatów Seulu FBI potrafi złamać zabezpieczenia iPhone'a bez zgody Apple . 276 700 700 299 395 240 665 215

jak rozpoznać atak hakera